Loading...

16 listopada 2018

12 min.

Gdy urodzisz przedwcześnie – co powinni wiedzieć rodzice wcześniaka?

Na co zwró­cić szcze­gól­ną uwa­gę, je­śli je­steś ro­dzi­cem wcze­śnia­ka?

Nicole Sochacki-Wójcicka

Mamaginekolog

W 2011 roku kie­dy do­sta­łam „pod opie­kę” po­rad­nię dla ko­biet na­ra­żo­nych na po­ród przed­wcze­sny, w bry­tyj­skiej mie­ści­nie – So­uthend-on-Sea, te­mat po­ro­du przed­wcze­sne­go stał się moim „ulu­bio­nym” w gi­ne­ko­lo­gii i po­łoż­nic­twie („ulu­bio­nym” – jak­kol­wiek to za­brzmi, bo dziś uwa­żam to za naj­więk­szą iro­nię losu). Kil­ka lat póź­niej zde­cy­do­wa­łam się pi­sać dok­to­rat wła­śnie na ten te­mat.

Obu­dzo­na w środ­ku nocy wy­re­cy­tu­je Wam jaki pro­cent dzie­ci ro­dzi się przed­wcze­śnie, de­fi­ni­cję we­dług róż­nych to­wa­rzystw na­uko­wych – czym po­ród przed­wcze­sny jest, jaka jest sta­ty­stycz­na prze­ży­wal­ność dzie­ci uro­dzo­nych w po­szcze­gól­nych ty­go­dniach cią­ży, oczy­wi­ście ja­kie mogą być przy­czy­ny i po­wi­kła­nia wcze­śniac­twa (w teo­rii znam wszyst­kie!) Wy­da­wa­ło by się, że te­mat po­ro­du przed­wcze­sne­go, jak ża­den inny w po­łoż­nic­twie jest mi „zna­ny” – a wie­cie co… g* praw­da. Nie da się przy­go­to­wać, oczy­tać i na­uczyć by­cia mamą wcze­śnia­ka… za­nim tą mamą się nie zo­sta­nie.

Prze­ko­na­łam się o tym na wła­snej skó­rze

18.08.2018 roku, ży­cie rzu­ci­ło mi naj­więk­sze wy­zwa­nie ja­kie­mu do­tych­czas mu­sia­łam spro­stać. I sta­ram się temu spro­stać mniej lub le­piej od 3 mie­się­cy, co dzień. By­cie mamą wcze­śnia­ka, roz­po­czy­na się w dniu jego uro­dzin, ale nie koń­czy się w dniu jego wy­pi­su ze szpi­ta­la, czy w dniu gdy pierw­szy raz po­wie „mamo” – by­cie mamą wcze­śnia­ka jest czymś co zmie­ni Was. I nie będę uda­wać, że po­tra­fię na­uczyć Was jak dać so­bie radę z po­ro­dem przed­wcze­snym czy­ta­jąc ten ar­ty­kuł. Tego się nie da in­a­czej na­uczyć, jak nie­ste­ty me­to­dą prób, prze­pła­ka­nych nocy, błę­dów, zno­wu pła­czu i zno­wu prób i ma­łych (wiel­kich) krocz­ków.

Do­kład­nie pa­mię­tam ten dzień, gdy jed­na (i praw­do­po­dob­nie naj­bar­dziej do­świad­czo­na) z le­ka­rek na od­dzia­le neo­na­to­lo­gii na­sze­go szpi­ta­la, po­wie­dzia­ła mi (pią­te­go dnia) po na­ro­dzi­nach mo­je­go syn­ka: „Mu­si­cie na­uczyć się być ro­dzi­ca­mi wcze­śnia­ka” – bo wi­dzia­ła, że by­łam w roz­syp­ce, zu­peł­nie nie da­wa­łam so­bie rady.

Tego dnia moja je­dy­na myśl była taka… nie po­ra­dzę so­bie z ko­lej­ną śmier­cią dziec­ka. Nie wi­dzia­łam świa­teł­ka na koń­cu tu­ne­lu, nas w domu, we czwór­kę szczę­śli­wych. Wi­dzia­łam za to czar­ny ob­raz, bo mnie to wszyst­ko zu­peł­nie prze­ro­sło.

Pro­ste kil­ka słów, ale to one od­mie­ni­ły moje po­dej­ście. Wy­da­wa­ło mi się, że ja prze­cież wiem… jak zmie­nić pie­lusz­kę czy wy­ką­pać dziec­ko, wiem na­wet jak trzy­mać ta­kie­go 1kg no­wo­rod­ka – bo nie raz wy­cią­ga­łam go wła­sno­ręcz­nie z brzu­cha pa­cjent­ki. Wiem prze­cież, ja­kie są jego szan­se na dane po­wi­kła­nia i ja­kie szan­se, że wyj­dzie z tego wszyst­kie­go…

Ale tak na­praw­dę nie mia­łam po­ję­cia o tym co mnie cze­ka. Nikt tego nie wie. Jed­nak tu też, na­wet w tej okrop­nej sy­tu­acji są li­cy­ta­cje: „Co ty wiesz o wcze­śniac­twie – twój sy­nek wa­żył dwa kilo a mój nie­speł­na osiem­set gram” (nie li­cy­tuj­my się! I nie po­rów­nuj­my).

Ba­łam się o wszyst­ko

Obok mo­je­go syna le­ża­ło dziec­ko uro­dzo­ne w 32. ty­go­dniu, wa­żą­ce dwa razy tyle co on i z dnia na dzień zmar­ło… a ja sie­dzia­łam obok z sy­nem kilo z ha­kiem przy­tu­lo­nym do pier­si.

Nie mia­łam po­ję­cia, że przez 54 dni moim dziec­kiem będą głów­nie zaj­mo­wać się pie­lę­gniar­ki i po­łoż­ne, a nie ja… mama. Nie mia­łam po­ję­cia jak się za­cho­wać, gdy pani po­łoż­na aku­rat ro­bi­ła coś waż­ne­go (na­praw­dę waż­ne­go!) i nie po­zwa­la­ła mi wejść do dziec­ka, aby so­bie na nie po­pa­trzeć! Bo na wię­cej niż pa­trze­nie nie było mnie stać.

Nie mia­łam od­wa­gi go do­tknąć – bo ba­łam się, że go czymś za­ka­żę (tu by­cie le­ka­rzem po­gar­sza sy­tu­acje… bo je­steś świa­do­ma wszyst­kich za­raz­ków i po­wi­kłań, o któ­rych prze­cięt­ny ro­dzic nie ma po­ję­cia). Nie mia­łam siły, by do nie­go mó­wić, bo ła­mał mi się głos i tyl­ko pła­ka­łam.

A mó­wio­no mi: nie płacz przy dziec­ku, płacz w sa­mot­no­ści. (Tak! Tak mi mó­wio­no i nie zga­dzam się z tym, płacz tam gdzie chcesz, na­wet przy dziec­ku… zde­cy­do­wa­nie nie płacz w sa­mot­no­ści, to Ci nie po­mo­że!).

Mamy cią­gle nie ma w domu

Nie mia­łam po­ję­cia, jak się za­cho­wać gdy dru­gie dziec­ko nie ro­zu­mia­ło, cze­mu mamy cią­gle nie ma bo „je­dzie do ja­kie­goś abs­trak­cyj­ne­go bra­ta” i zo­sta­wia go to z cio­cią, to z bab­cią, to z ko­lej­ną cio­cią i ko­lej­ną bo po­trze­bu­je ta­kich cioć dwie dzien­nie.

Nie mia­łam w koń­cu po­ję­cia o ta­kich naj­drob­niej­szych ży­cio­wych „pier­do­łach”, któ­re bar­dzo by mi po­mo­gły gdy­bym wie­dzia­ła je wcze­śniej.

I w dzi­siej­szym ar­ty­ku­le wła­śnie Wam o tych drob­nych „ra­dach” na­pi­szę. Bo mimo tego, że od 18. ty­go­dnia cią­ży wie­dzia­łam, że uro­dzę przed­wcze­śnie, je­że­li w ogó­le uda mi się uro­dzić a nie po­now­nie stra­cić cią­żę (tak wiem, że to brzmi strasz­nie… ale z taką dia­gno­zą ży­łam przez 13 ty­go­dni, co wię­cej nie­ste­ty ży­cio­wo na­uczo­na do­świad­cze­niem ta­kiej stra­ty) to mimo tego, że wy­da­wa­ło mi się, że o po­ro­dzie przed­wcze­snym wszyst­ko wiem, mimo tego że mia­łam ko­mo­dę peł­ną ubra­nek dla wcze­śniacz­ków, na prze­wi­ja­ku były pie­lusz­ki roz­miar zero to….

Nic to mi nie dało. Tak samo jak każ­da z Was, któ­ra (na­praw­dę nie ży­czę) bę­dzie w tej sy­tu­acji, mu­sia­łam się na­uczyć so­bie ra­dzić z tą sy­tu­acją zu­peł­nie in­a­czej niż mia­łam to gdzieś uło­żo­ne w gło­wie.

Lak­ta­cja

Jesz­cze na sali po­ope­ra­cyj­nej, po­nie­waż mia­łam na­głe cię­cie ce­sar­skie w 31. ty­go­dniu cią­ży, przy­szedł do mnie pan or­dy­na­tor neo­na­to­lo­gii i wspo­mniał coś o sta­nie dziec­ka – że jest sta­bil­nie (to sło­wo sta­bil­nie bę­dzie­cie jako ro­dzi­ce wcze­śnia­ków sły­szeć co­dzien­nie… i niby faj­nie. To niby do­brze, ale mnie to sło­wo za­czę­ło wku­rzać. Chcia­łam sły­szeć jest do­brze a nie tam ja­kieś sta­bil­nie… do­bra ko­niec dy­gre­sji). Do rze­czy, przy­szedł Pan dok­tor i po­wie­dział mi:

„Naj­lep­sze co może Pani te­raz zro­bić dla dziec­ka to dać mu swój po­karm, to na­praw­dę bar­dzo waż­ne”.

Jak po­wie­dział, tak zro­bi­łam, z po­mo­cą po­łoż­nej od­cią­gnę­łam już kil­ka go­dzin po cię­ciu 2 mi­li­li­try sia­ry od­wró­co­ną strzy­kaw­ką, któ­re zo­sta­ły Gil­ber­to­wi po­da­ne do buzi. Praw­do­po­dob­nie ich nie po­łknął, bo w ko­lej­nych dniach się oka­za­ło, że jego prze­wód po­kar­mo­wy jesz­cze nie jest go­to­wy na po­karm… na ża­den po­karm. Było to dla mnie dru­zgo­cą­ce.

Wia­do­mo – emo­cje, hor­mo­ny, ale prze­cież po­wie­dzia­no mi, że mój po­karm jest dla nie­go taki waż­ny… tym­cza­sem on go nie chce. Co mu po­da­dzą son­dą (wła­śnie… bo ta­kie dziec­ko nie ssie, ono ma son­dę wpro­wa­dzo­ną do żo­łąd­ka, wie­dzia­łam o tym, ale przy wła­snym dziec­ku jak to zo­ba­czy­łam to tak jak­bym tego wcze­śniej nie wi­dzia­ła) to on tego nie tra­wił. Za­le­ga­ło mu w żo­łąd­ku, przez pra­wie dwa ty­go­dnie nie zjadł ani mi­li­li­tra mo­je­go po­kar­mu. Wciąż do­sta­wał i wciąż mu od­cią­ga­li do­kład­nie tyle co mu dali.

A ja co 2,5 go­dzi­ny sie­dzia­łam przy tym lak­ta­to­rze – two­rzy­łam to mle­ko dla nie­go… któ­re­go „nie chciał” – na szczę­ście mój mąż był mą­drzej­szy niż ja – roz­e­mo­cjo­no­wa­na mama. To on stał się na­szą ro­dzin­ną do­rad­czy­nią lak­ta­cyj­ną.

Wy­po­ży­czył naj­lep­szy lak­ta­tor, ku­pił wo­recz­ki do mro­że­nia po­kar­mu… ba! Ku­pił spe­cjal­ny za­mra­żal­nik na mle­ko. To on, mimo, że to niby ja po­win­nam być bar­dziej świa­do­ma, że mle­ko mamy cho­ciaż­by 10-krot­nie zmniej­sza ry­zy­ko NEC (mar­twi­cze za­pa­le­nie je­lit u wcze­śnia­ków) to po­pra­wia ich od­por­ność, sprzy­ja pra­wi­dło­wej ko­lo­ni­za­cji bak­te­rii.

To wła­śnie Kuba po­tra­fił mnie zmo­ty­wo­wać, że to co ro­bię dziś (wte­dy) nie ro­bię na dziś, na te­raz, ale na przy­szłość. Bo je­że­li jako mama wcze­śnia­ka nie za­czniesz od razu od­cią­gać mle­ka to ono za­nik­nie. Nie mo­żesz ścią­gać wte­dy kie­dy dziec­ko tego chce i po­trze­bu­je. Mu­sisz to ro­bić mimo tego, że jesz­cze nie chce.

To jest na­praw­dę trud­ne i pew­nie mało kto to zro­zu­mie. Ale mama któ­ra jest w tej sy­tu­acji… niech wie. By­łam w tej sy­tu­acji – to jest bar­dzo trud­ne! Dasz radę!

Od­cią­ga­nie mle­ka dla wcze­śnia­ka, któ­ry nie jest przy Was jest… krót­ko mó­wiąc bez­na­dziej­ne. Nie ma w tym nic faj­ne­go.

Je­dy­ne co mo­że­my zro­bić to z tej sła­bej sy­tu­acji zro­bić nie­co mniej sła­bą…

Oto moje rady:

  1. Ko­niecz­nie uży­waj lak­ta­to­ra elek­trycz­ne­go, na dwie pier­si na raz (kup lub wy­po­życz pro­fe­sjo­nal­ny sprzęt) – nie wy­po­ży­czaj od ko­le­żan­ki uży­wa­ne­go lak­ta­to­ra, my­śla­łam, że to ta­kie ga­da­nie firm, aby nam sprze­dać nowy sprzęt… aż zo­ba­czy­łam pleśń we wła­snym prze­wo­dzie od la­ka­tor i po­my­śla­łam so­bie, że taki po­ży­czy­ła­bym kie­dyś nie­świa­do­mie ko­le­żan­ce.
  2. Kup, lub zrób so­bie ze sta­ni­ka spor­to­we­go gor­set do od­cią­ga­nia po­kar­mu – to jest 15 mi­nut razy 8 – czy­li 2 go­dzi­ny wol­nych Two­ich rąk. Uwierz mi, że jest to war­te tego wy­dat­ku.
  3. Kup, nie je­den (jak w ze­sta­wie) nie dwa… a trzy (!) ze­sta­wy do od­cią­ga­nia. To jest wy­da­tek nie­ste­ty pa­ru­set zło­tych… ale, te pa­rę­set zło­tych bę­dzie war­te tych mi­nut, go­dzin (!) nie my­cia i czysz­cze­nia o 3 nad ra­nem. Bo od­cią­gniesz koło go­dzi­ny 24, po­tem oko­ło 3 w nocy i zdasz so­bie spra­wę, że na 6 rano nie masz ze­sta­wu. Ja do­pie­ro od kie­dy mam trzy ze­sta­wy za­czę­łam się wy­sy­piać.
  4. Za­mra­żaj mle­ko! Na 50% Ci się przy­da. Bo tyle wcze­śnia­ków, nie prze­cho­dzi na pierś i je po­karm od­cią­ga­ny.
  5. Za­mra­żaj róż­ne por­cje – po­le­cam za­mra­żać 70 ml, 100 ml, 150 ml. Jed­na z mam mi to po­le­ca­ła, a ja nie po­słu­cha­łam bo nie ro­zu­mia­łam „co za róż­ni­ca”. Uwierz mi. To Ci się przy­da. Jed­ne­go dnia może ci bra­ko­wać 70 ml a in­ne­go wię­cej.
  6. Za­mra­żaj w wo­recz­kach na pła­sko. Zaj­mu­je to mniej miej­sca i szyb­ciej się od­mra­ża. Ja nie­ste­ty do­pie­ro po 3 ty­go­dniach to od­kry­łam.
  7. Opi­suj wo­recz­ki z kie­dy są i co naj­waż­niej­sze ile mi­li­li­trów jest w środ­ku.
  8. To po­win­no być po pierw­sze (!) ale się za­pę­dzi­łam w pi­sa­niu o od­cią­ga­niu…już w cza­sie po­by­tu dziec­ka na neo­na­to­lo­gii skon­sul­tuj się z cer­ty­fi­ko­wa­nym do­rad­cą lak­ta­cyj­nym (CDL),któ­ra (bo to same ko­bie­ty, nie ma w Pol­sce ani jed­ne­go CDL męż­czy­zny ;)) za­pla­nu­je Ci cy­kle od­cią­ga­nia, jak czę­sto, czy mo­żesz so­bie po­zwo­lić na tak zwa­ną prze­rwę noc­ną i jaka me­to­da od­cią­ga­nia po­kar­mu bę­dzie dla Cie­bie naj­bar­dziej od­po­wied­nia. Poza tym, po­mo­że Ci prze­sta­wić dziec­ko na pierś… jak już na­dej­dzie czas. Ży­czę po­wo­dze­nia, ale pa­mię­taj nie każ­de­mu się uda­je. I wte­dy pa­mię­taj, to nie Two­ja wina. Tak jest u 50% wcze­śnia­ków, że się nie uda­je kar­mić bez­po­śred­nio z pier­si. Je­śli uda­ło Ci się utrzy­mać po­karm to karm na­wet z bu­tel­ki, to na­praw­dę waż­ne. A je­śli po­karm Ci za­nikł, to nie daj so­bie wmó­wić, że to Two­ja wina – tak po pro­stu bywa.

Wspar­cie in­nych ro­dzi­ców wcze­śnia­ków

Na po­cząt­ku uni­ka­łam kon­tak­tu z in­ny­mi ro­dzi­ca­mi na od­dzia­le. Ja­koś tak nie chcia­łam do­py­ty­wać, nie chcia­łam ich krę­po­wać. Ale po ja­kimś cza­sie zro­zu­mia­łam, że nikt nie zro­zu­mie mnie tak, jak ta mama dziec­ka z in­ku­ba­to­ra obok. Nie bój się za­ga­dać, po­ga­dać, po­ża­lić. Ona też to do­ce­ni.

Ko­lej­na spra­wa, to książ­ki i fil­my do­ku­men­tal­ne. Mi to bar­dzo po­mo­gło zro­zu­mieć, że nie je­stem sama. Jest tego peł­no, ale mi oso­bi­ście po­mógł se­rial „600 gram szczę­ścia” któ­ry mo­że­cie zna­leźć w In­ter­ne­cie na play­erze TVP oraz książ­ka „Za wcze­śnie” Mar­ty Spry­czak. Oglą­da­łam i czy­ta­łam, pła­ka­łam… ale czu­łam się też peł­na na­dziei.

Do­tyk i głos

Do­tknę­łam Gil­ber­ta raz pierw­sze­go dnia po cię­ciu ce­sar­skim a po­tem nie do­ty­ka­łam go 5 dni, bo so­bie wkrę­ci­łam, że dam mu ja­kieś za­raz­ki. Miał wkłu­cie cen­tral­ne (czy­li taki jak­by ka­na­lik ze skó­ry pra­wie do ser­ca, któ­ry go od­ży­wiał) i nie chcia­łam aby się za­ka­zi­ło. Pew­nie każ­da inna mama na­wet o tym nie po­my­śli, a ja jako le­karz mia­łam całą li­stę drob­no­ustro­jów szpi­tal­nych przed ocza­mi.

Aż w koń­cu ta sama pani dok­tor, któ­ra mi po­wie­dzia­ła, że mu­szę się na­uczyć być mamą wcze­śnia­ka po­wie­dzia­ła, że mam się nie bać i go do­ty­kać! Wło­ży­łam rękę do in­ku­ba­to­ra, to była 20:30 pa­mię­tam. I co do se­kun­dy trzy­ma­łam Bib­ko­wi na brzu­chu całą dłoń do 21. Po­czu­łam taką ulgę… i po­czu­łam, że on też po­czuł ulgę, że ma mamę, że nie jest tu sam.
Od tego dnia za każ­dym ra­zem do­ty­ka­łam Gil­ber­ta. Było jesz­cze za wcze­śnie na kan­gu­ro­wa­nie.

Tak dłu­go jak miał wkłu­cie cen­tral­ne było to nie­wska­za­ne we­dług na­sze­go szpi­ta­la. Wiem, że w róż­nych szpi­ta­lach jest róż­nie i cza­sem dzie­ci z wkłu­ciem są kan­gu­ro­wa­ne. Nie je­stem neo­na­to­lo­giem ani mi­kro­bio­lo­giem, więc nie będę się wy­po­wia­dać co lep­sze. Ja słu­cha­łam mo­ich le­ka­rzy.

Kan­gu­ro­wa­nie to po­ło­że­nie dziec­ka na Wa­szą pierś i brzuch, żeby czu­ło wa­sze cie­pło, Wasz od­dech i aby do­sta­ło bak­te­rie – Wa­sze do­bre bak­te­rie ze skó­ry.
Jed­nak do­py­tuj­cie, bądź­cie upier­dli­wi… kie­dy w koń­cu bę­dzie­cie mo­gli kan­gu­ro­wać. To jest su­per. Jed­no z mo­ich naj­lep­szych wspo­mnień z tego cza­su.

Mów do dziec­ka. Ono chce sły­szeć Twój głos. Zda­je so­bie spra­wę, że mó­wie­nie przy in­nych oso­bach do no­wo­rod­ka, któ­ry nie re­agu­je jest bar­dzo trud­ne. Nie po­tra­fi­łam tego ro­bić, póki jed­na mama z In­sta­gra­ma nie po­ra­dzi­ła mi, by czy­tać Gil­ber­to­wi książ­kę, któ­re sama na­pi­sa­łam, czy­li In­sta­se­rial o mi­ło­ści. Tak na­praw­dę, nie ma zna­cze­nia czy prze­czy­tasz dziec­ku dzi­siej­sza ga­ze­tę, ulot­kę, baj­kę, ar­ty­kuł w In­ter­ne­cie, któ­ry Cię in­te­re­su­je czy pra­cę na­uko­wą, waż­ne jest by sły­sza­ło Twój głos, bę­dzie Ci ła­twiej nie pła­kać. Pierw­sze kil­ka dni, jak czy­ta­łam Bib­ko­wi In­sta­se­rial, czu­łam się bar­dzo głu­pio, ro­bi­łam to po ci­chu pod no­sem, a po­tem do­pie­ro zda­łam so­bie spra­wę, że ro­bię to dla mo­je­go dziec­ka i nie po­win­nam się tym przej­mo­wać, co inni o mnie po­my­ślą. Kil­ka ty­go­dni póź­niej, za­uwa­ży­łam, że inni ro­dzi­ce też przy­cho­dzą z książ­ką do dziec­ka.

Po­byt w szpi­ta­lu

Ten pod­punkt to na­praw­dę trud­ny te­mat. I po­wiem Wam, że uło­ży­łam to so­bie w gło­wie za­nim uro­dzi­łam. Wie­dzia­łam, że je­że­li uro­dzę przed­wcze­śnie, to mimo tego, że mój szpi­tal po­zwa­la aby ko­bie­ta „ocze­ki­wa­ła na od­dzia­le” na dziec­ko mie­sią­ca­mi, wyj­dę do domu. Wyj­dę, dla dru­gie­go dziec­ka, dla męża i dla sie­bie.

Bo wie­dzia­łam, że bę­dąc na od­dzia­le, czy będę tam czy będę do­jeż­dżać po­dob­ny czas spę­dzę z dziec­kiem. A po­byt wie­lo­ty­go­dnio­wy w szpi­ta­lu tyl­ko po­psu­je moją psy­chi­kę, re­la­cje z mę­żem i dziec­kiem. Oczy­wi­ście, każ­da mama może mieć swo­je zda­nie… ale jako le­karz ko­biet na od­dzia­le po­łoż­ni­czym wi­dzę, że te któ­re wyj­dą do domu ro­sną w siłę. Duża część tych na od­dzia­le, z dnia na dzień czu­je się co­raz go­rzej.

Tak­że, je­że­li mogę Wam oso­bi­ście ra­dzić, to nie siedź­cie ty­go­dnia­mi w szpi­ta­lu cze­ka­jąc na dziec­ko… bo i tak z dziec­kiem spę­dzi­cie po­dob­ną ilość cza­su co do­jeż­dża­jąc do nie­go z domu.

Mo­gła­bym Wam tu opi­sać jesz­cze wie­le hi­sto­rii in­nych ko­biet, ale po­wiem tyl­ko jed­no. Jak wy­szłam do domu po 3 dniach od po­ro­du i ko­lej­ne­go dnia spo­tka­łam jed­ną z ulu­bio­nych po­łoż­nych – pa­nią Mał­go­się na ko­ry­ta­rzu to po­wie­dzia­ła mi: „Pani dok­tor, ale my wszyst­kie je­ste­śmy dum­ne, że pani wy­szła, pani do­sko­na­le wie, że z domu wię­cej dla nie­go zro­bi”.

Je­stem mamą wcze­śnia­ka i będę nią na za­wsze. Cze­kam na ten dzień gdy mój sy­nek nie bę­dzie się ni­czym róż­nił od ró­wie­śni­ków. Wiem, że ja nie­ste­ty będę się nie­co róż­nić od ich mam, tym że moje ma­cie­rzyń­stwo nie było szczę­śli­we od po­cząt­ku, a ta­kim po­win­no być. Po­win­no gdy­by po­ro­dów przed­wcze­snych nie było. Ale są i dzię­ki po­stę­po­wi me­dy­cy­ny, je­ste­śmy za­tro­ska­ny­mi, zmę­czo­ny­mi i ze­stre­so­wa­ny­mi.

Ostatnia aktualizacja: 31.08.2021
laktacjamały wojownikporódszpitalwcześniak

16 listopada 2018

12 min.

ZOBACZ RÓWNIEŻ

ul. Algierska 19W, 03-977 Warszawa. KRS 0001008022, NIP 5252678750, BDO 000108449
© © 2023 Roger Publishing sp. z o.o.