Loading...

15 marca 2017

5 min.

Moja trudna historia karmienia piersią

To, że kar­misz dziec­ko mle­kiem mo­dy­fi­ko­wa­nym a nie pier­sią, nie czy­ni Cię gor­szą mat­ką.

Nicole Sochacki-Wójcicka

Mamaginekolog

Kar­misz? Ta­kie py­ta­nie praw­do­po­dob­nie sły­sza­ła każ­da mat­ka. Te, któ­re kar­mią pier­sią z dumą mogą po­wie­dzieć – tak, kar­mię. A co mogą po­wie­dzieć te mamy, któ­re z róż­nych wzglę­dów kar­mią swo­je ko­cha­ne dziec­ko mle­kiem mo­dy­fi­ko­wa­nym? Kon­tro­wer­sje na ten te­mat pew­nie zro­zu­mie tyl­ko mama, któ­ra zna­la­zła się w ta­kiej sy­tu­acji.

Ja je­stem taką mamą. Przez całą cią­żę (ba! na­wet mogę po­wie­dzieć, że przez całe ży­cie lub przy­znajm­niej od kie­dy za­czę­łam my­śleć o moim ma­cie­rzyń­stwie) było dla mnie oczy­wi­ste, że będę kar­mić pier­sią. Prze­cież to na­tu­ral­ne, wy­god­ne, no i co naj­waż­niej­sze – naj­zdrow­sze dla dziec­ka.

Uwa­ża­łam, że mle­ko mo­dy­fi­ko­wa­ne jest po pro­stu gor­sze od mle­ka mamy – tak mnie na­uczo­no na stu­diach. Do dziś pa­mię­tam jed­ne z pierw­szych za­jęć z pe­dia­trii na 3 roku stu­diów me­dycz­nych, gdzie do­sta­li­śmy do spró­bo­wa­nia róż­ne mle­ka dla no­wo­rod­ków. Czym bar­dziej mle­ko było prze­two­rzo­ne, tym sma­ko­wa­ło go­rzej. Pa­mię­tam smak jed­ne­go z hy­dro­li­za­tów w mo­ich ustach – nie mo­głam wte­dy uwie­rzyć, że ja­ki­kol­wiek no­wo­ro­dek bę­dzie chciał coś ta­kie­go pić.

Zde­rze­nie z rze­czy­wi­sto­ścią

Jak to w ży­ciu bywa – zde­rze­nie z rze­czy­wi­sto­ścią oka­za­ło się zu­peł­nie inne. Mój sy­nek uro­dził się z hi­po­tro­fią i wa­żył 2660 g (do­wiedź się wię­cej o hi­po­tro­fii pło­du), któ­rą po­dej­rze­wa­li­śmy już w cią­ży, więc nie była za­sko­cze­niem. Za­sko­cze­niem jed­nak było to, że od pierw­szych chwil swo­je­go ży­cia nie był zbyt za­in­te­re­so­wa­ny mo­imi pier­sia­mi. Nie za bar­dzo wie­dział jak chwy­cić bro­daw­kę. Ja – za­gu­bio­na mło­da mat­ka do każ­de­go kar­mie­nia wo­ła­łam po­łoż­ną do po­mo­cy. Po­nie­waż le­ża­łam u sie­bie w szpi­ta­lu, wszyst­kie Pa­nie po­łoż­ne, łącz­nie ze wspa­nia­łą po­łoż­ną lak­ta­cyj­ną, po­ma­ga­ły mi jak tyl­ko mo­gły.

Po dwóch dniach uda­ło nam się wyjść do domu. Sie­dzia­łam z Ro­ger­kiem non stop przy tak zwa­nym cyc­ku, a on wciąż pła­kał lub spał… My­śla­łam, że to kol­ki nie­mow­lę­ce. Nie wpa­dłam na po­mysł, że jest głod­ny. Prze­cież niby ssał cyc­ka go­dzi­na­mi.

Po ty­go­dniu za­czę­ło mnie za­sta­na­wiać dla­cze­go nie mia­łam na­wa­łu po­kar­mu, dla­cze­go wkład­ki w biu­sto­no­szu nig­dy nie były zmo­czo­ne. By­łam cały czas pod nad­zo­rem po­łoż­nych. Mó­wi­ły, że sko­ro sy­nek tak dużo jest przy pier­si, to po pro­stu tego po­trze­bu­je i na pew­no wszyst­ko z kar­mie­niem jest w po­rząd­ku. Na róż­nych wa­gach wy­cho­dzi­ły róż­ne war­to­ści masy cia­ła Ro­ger­ka i było po­dej­rze­nie, że źle przy­bie­ra na wa­dze, ale z dru­giej stro­ny – cały czas da­wa­no nam szan­sę na wy­łącz­ne kar­mie­nie na­tu­ral­ne. Bo ja bar­dzo chcia­łam.

Po nie­mal­że trzech ty­go­dniach, gdy cho­dzi­łam już na rzę­sach ze zmę­cze­nia – Ro­ge­rek nie chciał się rano obu­dzić. Żeby nie siać pa­ni­ki – wi­dzia­łam, że od­dy­cha, ale spał po­nad 6 go­dzin od ostat­nie­go kar­mie­nia i de­li­kat­ne pró­by obu­dze­nia go były zu­peł­nie nie­sku­tecz­ne. Spró­bo­wa­łam mo­krą szmat­ką – spał da­lej. Prze­ra­żo­na za­dzwo­ni­łam do mo­je­go szpi­ta­la na od­dział no­wo­rod­ko­wy.

„Po­drap go pa­znok­ciem po sto­pie, je­że­li da­lej bę­dzie spał, przy­jeż­dżaj do szpi­ta­la.”
Tro­chę się prze­bu­dził, ale za chwi­lę zno­wu za­snął.

W szpi­ta­lu oka­za­ło się, że zwa­żo­ny na tej sa­mej wa­dze co po po­ro­dzie waży 2400 g. Czy­li w swo­im trze­cim ty­go­dniu ży­cia wa­żył zde­cy­do­wa­nie mniej niż przy po­ro­dzie.

„ – Ni­co­la, od te­raz bę­dziesz go kar­mić nie z pier­si, tyl­ko bu­tel­ką – mu­si­my mo­ni­to­ro­wać ile zja­da i ile mle­ka pro­du­ku­jesz.
– Ale jak to nie będę już kar­mić pier­sią?
– Bę­dziesz, ale do ju­tra pro­szę karm go tyl­ko bu­tel­ką – co 3 go­dzi­ny ma zjeść 60 ml.”

Do­brze, że by­łam z moją mamą w ga­bi­ne­cie, bo to ona spy­ta­ła:
„ – A co je­śli cór­ka nie od­cią­gnie tyle po­kar­mu?
– To pro­szę po­dać mle­ko mo­dy­fi­ko­wa­ne wy­so­ko­ka­lo­rycz­ne, prze­zna­czo­ne głów­nie dla wcze­śnia­ków.”

Po­je­cha­łam do domu i usia­dłam z lak­ta­to­rem, bar­dzo do­brym, praw­do­po­dob­nie naj­lep­szym do­mo­wym elek­trycz­nym lak­ta­to­rem na ryn­ku. Po pół go­dzi­nie od­cią­gnę­łam 5 ml.

Przez łzy za­dzwo­ni­łam do męża:

–„Kuba kup w ap­te­ce mle­ko dla Ro­ger­ka – ja nie mam mle­ka dla nie­go.”

Na­stęp­ne ty­go­dnie były tyl­ko gor­sze. Kar­mi­łam, jak to na­zy­wa­łam, na trzy raty. Naj­pierw przy­sta­wia­łam syn­ka do pier­si, przed kar­mie­niem go wa­ży­łam, po kar­mie­niu rów­nież. Na­stęp­nie roz­po­czy­na­łam kar­mie­nie bu­tel­ką – da­wa­łam mu mle­ko mo­dy­fi­ko­wa­ne w za­le­ca­nej ilo­ści.

Pró­bo­wa­łam też sys­te­mu SNS – ale nie spraw­dził się u nas. Sys­tem SNS jest to ro­dzaj kar­mie­nia (na­zwij­my go hy­bry­do­wym). Dziec­ko ssie bro­daw­kę, któ­ra jest po­łą­czo­na spe­cjal­nym cew­ni­kiem, z któ­re­go leci mle­ko mo­dy­fi­ko­wa­ne.

Po kar­mie­niu bu­tel­ką sia­da­łam po­now­nie z lak­ta­to­rem, żeby po­bu­dzić lak­ta­cję. I tak co 2 go­dzi­ny. Przez ko­lej­ne ty­go­dnie nie ro­bi­łam nic in­ne­go, a mle­ka w pier­siach za­miast być wię­cej – było co­raz mniej.

Po­pa­da­łam w de­pre­sję. Ro­ge­rek był co­raz szczę­śliw­szy, przy­bie­rał na wa­dze, już nie pła­kał. To, co po­dej­rze­wa­łam jako kol­ki, a było po pro­stu gło­dem – na­gle mi­nę­ło.

Po dwóch i pół mie­sią­cach wal­ki o każ­dą kro­plę mle­ka, za na­mo­wą mo­je­go męża pod­da­łam się. On naj­le­piej z boku wi­dział, że nie da­wa­łam już rady.

Dłu­go za­sta­na­wia­łam się, co zro­bi­łam źle. Prze­cież mia­łam mo­ty­wa­cję do kar­mie­nia na­tu­ral­ne­go, a tak­że mia­łam pro­fe­sjo­nal­ną po­moc na każ­de moje za­wo­ła­nie. Po­dob­no mia­łam też ide­al­ne wa­run­ki ana­to­micz­ne do kar­mie­nia, a mimo wszyst­ko nie uda­ło się. Mimo wie­dzy, wspar­cia i mo­ty­wa­cji za­rów­no mo­jej we­wnętrz­nej, jak i tej pły­ną­cej z oto­cze­nia.

Od trze­cie­go mie­sią­ca ży­cia mój sy­nek był wy­łącz­nie na mle­ku mo­dy­fi­ko­wa­nym. Był i jest zdro­wym, szczę­śli­wym dziec­kiem. A ja dłu­go kry­łam się z bu­tel­ką. Wstyd było mi się przy­znać do „mo­jej po­raż­ki” – tak, ro­zu­mia­łam to jako moją oso­bi­stą po­raż­kę.

Te­raz in­a­czej na to pa­trzę. Wiem, że zro­bi­łam wszyst­ko co mo­głam i nie mam so­bie nic do za­rzu­ce­nia. Mimo, że zde­cy­do­wa­nie uwa­żam, że kar­mie­nie na­tu­ral­ne jest naj­lep­sze, to chcia­ła­bym tym ar­ty­ku­łem wy­ra­zić swo­je zro­zu­mie­nie i wspar­cie dla tych ko­biet, któ­rym z róż­nych wzglę­dów nie uda­ło się kar­mić dziec­ka wy­łącz­nie na­tu­ral­nie.

karmienie piersiąmleko modyfikowaneniemowlę

15 marca 2017

5 min.

ZOBACZ RÓWNIEŻ

ul. Algierska 19W, 03-977 Warszawa. KRS 0001008022, NIP 5252678750, BDO 000108449
© © 2023 Roger Publishing sp. z o.o.