30 czerwca 2017
Poród, który rozpocznie się naturalnie jest porodem „lepszym” niż poród indukowany lekami. Ale istnieje też kilka alternatywnych sposobów na przyśpieszenie porodu, które mogą zadziałać i możesz przetestować je na sobie.
Nicole Sochacki-Wójcicka
Mamaginekolog
Ciąża u człowieka trwa 40 tygodni. Czy to na pewno jest prawda? Z jednej strony tak, a z drugiej nie. Jest to teoretycznie prawda, którą lekarze uznają dla ułatwienia, nie tylko dla siebie, ale również dla kobiet. Co więcej, lekarze liczą ciąże nie od „poczęcia” tylko od ostatniej miesiączki – czyli o dwa tygodnie dłużej niż wynikałoby z logiki. Bo logicznie rzecz biorąc ciąża powinna wtedy trwać 38. tygodni. Problem jest jednak taki, że tak naprawdę nie wiemy, kiedy dochodzi do poczęcia, a termin ostatniej miesiączki jest czymś o czym „wiemy”.
Więc na podstawie terminu ostatniej miesiączki – obliczamy termin porodu – jest on 40 tygodni później. Statystycznie rzecz biorąc, 5% dzieci rodzi się dokładnie w terminie porodu. A co z całą resztą – co z 95%? Około 10% urodzi się przedwcześnie – czyli przed 37. tygodniem (statystyki są różne od 5 do 18% zależnie od kraju i rozwoju opieki nad kobietą ciężarną).
Zostaje nam około 85% ciąż… zatem kiedy one się rozwiązują?
Odpowiedź brzmi – pomiędzy 37. a 42. tygodniem – i to jest uważane za przedział czasu ciąży „donoszonej” u człowieka.
To jest dość ważne – bo o tyle, o ile ciąża po 40. tygodniu uważana jest za „ciążę po terminie” to dopiero ciąża po 42. tygodniu uważana jest za „ciążę przenoszoną”.
Według wszelkich wytycznych nie powinniśmy, jako lekarze pozwolić, aby ciąża trwała dłużej niż 42 tygodnie – dlaczego? Po 42. tygodniu łożysko staje się niewydolne, zaczyna dostarczać zbyt mało substancji odżywczych i tlenu dla płodu, poza tym ciąża przenoszona wiąże się z ryzykiem makrosomii (czyli dużej masy urodzeniowej) co z kolei może się wiązać z brakiem postępu porodu lub urazami okołoporodowymi.
Nastraszyłam? Zupełnie się tym nie przejmujcie – ciąże po 42. tygodniu się zasadniczo nie zdarzają. Taką ciążę widziałam jeden jedyny raz w życiu u imigrantki z Afryki w Londynie, która unikała opieki medycznej, bo obawiała się (zupełnie niezasadnie) deportacji.
W Polsce są wytyczne, aby z porodem czekać maksymalnie 10 dni po terminie. Podobne wytyczne są w UK, natomiast np. we Francji, jako ciekawostkę Wam powiem są wytyczne, aby ciąże rozwiązywać maksymalnie w skończonym 40. tygodniu. Co kraj to obyczaj, ale jakby nie było – ciąże przenoszone zdarzają się w dzisiejszych czasach u kobiet pod opieką medyczną ekstremalnie rzadko.
Nie podlega absolutnie dyskusji, że poród który rozpocznie się naturalnie jest porodem „lepszym” niż poród indukowany lekami. Jest lepszy, bo:
Nie zrozumcie mnie źle – indukcja porodu oksytocyną – nie jest czymś złym, jest czymś dobrym, bo ratuje rocznie tysiące, a może nawet setki tysięcy dzieci, ale po prostu lepiej jest, jeżeli poród rozpocznie się sam.
Nie ma idealnej receptury, co zrobić, aby poród rozpoczął się sam. U każdej kobiety może co innego zadziałać, a u wielu kobiet żadna z tych metod nie pomoże. Jednak próbować warto, właśnie po to, aby uniknąć indukcji, uniknąć cesarskiego cięcia.
Wszelkie te starania, aby „przyspieszyć” wystąpienie porodu powinniśmy stosować, dopiero kiedy ciąża jest donoszona, czyli dzieciątko jest już gotowe na przyjście na świat. Najrozsądniej jest je stosować dopiero po skończonym 39. tygodniu, a po skończonym 40. tygodniu już gorąco zachęcam was do ich stosowania.
Zatem poniżej kilkanaście mniej lub bardziej znanych „metod” na wywołanie porodu.
Na koniec opowiem Wam coś z mojego życia – pod koniec ciąży około dziesięciu dni przed terminem, miałam już dość. Fizycznie czułam się dobrze, nic mi nie dolegało, ale miałam już dość ciąży tak po prostu – poza tym nie mogłam się doczekać kiedy Rogerek się urodzi. Myślę, że każda ciężarna pod koniec ciąży mnie zrozumie. 😉
No i wyczytałam wtedy o tym ananasie – jadłam pół ananasa dziennie, „wychodził mi już uszami”. Do tego piłam sok z ananasa i głęboko liczyłam na jego magiczne działanie – w końcu amerykańskie strony nie mogą się mylić. Pewnego dnia skończył mi się w domu ananas – zadzwoniłam do mojego męża, aby po drodze z pracy go kupił – zapomniał. Zgadnijcie co się działo, jak wrócił? Ściany latały taka byłam na niego zła. „Proszę Cię o jedną jedyną rzecz, a Ty nie możesz o niej pamiętać?!”
Biedak pobiegł do sklepu po tego ananasa szybciej niż wszedł do domu. Przyszedł z zupełnie niedojrzałym ananasem. Popłakałam się – „I co ja teraz zrobię?” Zaczął się ze mnie śmiać – tego wieczoru poszliśmy na pizzę – zjadłam taką mega ostrą pizzę z ostrą kiełbasą pepperoni i jeszcze dodatkiem chili. Tej nocy zaczęłam rodzić. Kolejnego ranka w 39. tygodniu plus 1 dniu – o godzinie 10:35 przywitaliśmy na świecie naszego synka.
Nie wiem czy poród rozpoczął się przez ananasa, przez pizzę czy przez jeszcze inny czynnik. Nikt tego nie wie. I w tym jest właśnie cały problem oceny, które z tych metod są skuteczne, a które nie – bo nigdy nie wiadomo, czy kobieta jakby nie jadła tego ananasa, jakby nie współżyła przez ostatni tydzień, jakby nie chodziła na spacery – i tak by nie urodziła. Ale jeżeli jesteście w terminie – próbować warto. Bo wszystkie metody, które Wam dziś napisałam są bezpieczne.
30 czerwca 2017