Loading...

8 sierpnia 2018

13 min.

Najpopularniejsze mity na temat macierzyństwa. Też je słyszałaś?

No­wo­ro­dek tyl­ko je i śpi, a Ty w tym cza­sie masz całe mnó­stwo cza­su dla sie­bie. Kar­mie­nie pier­sią to też ła­twi­zna – chcesz i kar­misz albo nie chcesz i nie kar­misz. Z ja­ki­mi jesz­cze mi­ta­mi o ma­cie­rzyń­stwie się spo­tka­ły­ście?

Alicja Jaczewska

Od kil­ku dni mnie i moją ko­le­żan­kę Ali­cję, zna­ną Wam świet­nie jako na­szą ma­mo­gi­ne­ko­lo­go­wą pe­dia­trę, au­tor­kę wszyst­kich dzie­cię­cych wpi­sów tu na blo­gu, wzię­ło na re­flek­sję. Dość oczy­wi­stą re­flek­sję, że ma­cie­rzyń­stwo bywa cięż­kie.

Po­tocz­nie mówi się, że jak uro­dzi się dziec­ko, to bę­dzie­my się o nie mar­twić aż do 18. roku ży­cia, a cza­sem na­wet dłu­żej. Jed­nak praw­da jest taka, że na tych pierw­szych eta­pach ma­cie­rzyń­stwa je­ste­śmy kar­mio­ne więk­szą ilo­ścią mi­tów i kłamstw – na te­mat tego, że wszyst­ko bę­dzie ma­gicz­nie i wspa­nia­le.

Pa­mię­tam, gdy ro­dzi­łam Ro­ger­ka w 2015 roku, nie ba­łam się po­ro­du, nie wpa­dłam na­wet na po­mysł, że mogę mieć pro­blem z kar­mie­niem pier­sią, a mi­łość i cier­pli­wość do dziec­ka wy­da­wa­ła mi się czymś oczy­wi­stym i naj­bar­dziej na­tu­ral­nym.

Te­raz, gdy mój ko­lej­ny po­ród zbli­ża się wiel­ki­mi kro­ka­mi, mam co­raz wię­cej obaw, z dnia na dzień przy­po­mi­nam so­bie te naj­cięż­sze chwi­le – chwi­le, na któ­re zu­peł­nie nie by­łam przy­go­to­wa­na. Po­nie­waż Ali­cja, nie dość, że jest mi ostat­nio bar­dzo bli­ska, to na do­da­tek jest naj­młod­szą mamą jaką mam w moim oto­cze­niu, chcąc nie chcąc dzwo­nię do niej kil­ka razy dzien­nie w nie­mal­że pa­ni­ce…

Cza­sa­mi mam po­waż­ne py­ta­nia – praw­dzi­we ży­cio­we „roz­k­min­ki”…

– Ala, czy Ty wiesz jak wie­le ko­biet ma po­dob­ny pro­blem z kar­mie­niem jaki ja mia­łam. Wma­wia­nie ma­mom, że każ­da bę­dzie kar­mić dziec­ko na­tu­ral­nie, je­że­li tyl­ko chce, jest po­dob­ne do tego jak­by­śmy mó­wi­li, że każ­da ko­bie­ta uro­dzi na­tu­ral­nie, je­że­li tyl­ko tego chce… to bzdu­ra. Cza­sa­mi a może na­wet czę­sto, na­sze chę­ci zu­peł­nie nie są wy­star­cza­ją­ce.”

– Jaki za­mó­wić krem do sma­ro­wa­nia pupy nie­mow­lę­cia, bo naj­pro­ściej w świe­cie za­po­mnia­łam ja­kie­go uży­wa­łam.

I tak roz­ma­wia­my so­bie kil­ka razy dzien­nie, aż w koń­cu wczo­raj Ali­cja wpa­dła na po­mysł, że po­dzie­li­my się z Wami na­szy­mi prze­my­śle­nia­mi. O 22:30 do­sta­łam SMSa od Ali – Ar­ty­kuł go­to­wy, na­wet jak go nie opu­bli­ku­jesz, to na­pi­sa­nie go spra­wi­ło, że czu­ję się z tym te­ma­tem le­piej.

– Ala, ge­nial­ny – na­wet nie mam co tam do­da­wać od sie­bie. – od­pi­sa­łam.

Czas za­tem na nasz ma­mi­ny ma­ni­fest o kłam­stwach na te­mat ma­cie­rzyń­stwa. Dzi­siej­szy ar­ty­kuł bę­dzie mało, a przy­najm­niej mniej me­dycz­ny, bar­dziej ma­mi­ny albo po pro­stu ko­bie­cy. Bę­dzie o mi­tach ma­cie­rzyń­stwa, o roz­cza­ro­wa­niach, trud­no­ściach i kłam­stwach. O tym wszyst­kim, o czym na ogół się nie mówi, bo nie wy­pa­da albo wstyd się przy­znać.

A szko­da – bo może gdy­by ko­bie­ty dzie­li­ły się ze sobą też ro­dzi­ciel­ski­mi czy mat­czy­ny­mi po­raż­ka­mi i trau­ma­mi, mniej świe­żo upie­czo­nych mam spo­tka­ło­by roz­cza­ro­wa­nie, żal czy po­czu­cie winy.

Ze­wsząd ota­cza nas ide­al­ny wi­ze­ru­nek Mat­ki Po­lki albo jesz­cze go­rzej – in­sta­mat­ki. Mat­ki, któ­ra pra­cu­je do roz­wią­za­nia, w po­ło­gu czu­je się świet­nie, ma ide­al­nie sprząt­nię­te miesz­ka­nie, ugo­to­wa­ny obiad, sama jest fit, ucze­sa­na i uma­lo­wa­na a to wszyst­ko robi kar­miąc pier­sią na żą­da­nie i spę­dza­jąc z dziec­kiem każ­dą wol­ną chwi­lę.

Czy ta­kie mamy w ogó­le ist­nie­ją? Być może. My do ta­kich nie na­le­ży­my. Choć być może na­sze In­sta­gra­my mó­wią co in­ne­go. Ale pa­mię­taj­cie, że każ­dy po­ka­zu­je tyl­ko to, co chce, żeby inni wi­dzie­li i za­zwy­czaj jest to tyl­ko uła­mek praw­dy. Ale do rze­czy. Chce­my po­wie­dzieć szcze­rze o kil­ku kwe­stiach zwią­za­nych z by­ciem mamą.

Cią­ża to stan bło­go­sła­wio­ny

Stan bło­go­sła­wio­ny! Ja­sne. Może dla nie­któ­rych. Oczy­wi­ście, są ko­bie­ty, któ­re w cią­ży czu­ją się jak ryba w wo­dzie, nie mają do­le­gli­wo­ści, nie stre­su­ją się swo­im sta­nem.

I ja im bar­dzo za­zdrosz­czę. Nie­ste­ty, duża część cią­żę… musi prze­trwać. I jest to naj­od­po­wied­niej­sze sło­wo. Nud­no­ści, któ­re po­ran­ne są tyl­ko z na­zwy i nie za­wsze koń­czą się po I try­me­strze, naj­roz­ma­it­sze do­le­gli­wo­ści bó­lo­we, ogra­ni­cze­nie wy­dol­no­ści, zmia­ny na­stro­ju… mo­gła­bym tak wy­mie­niać i wy­mie­niać.

Kie­dyś mój mąż po­wie­dział, że ja to jesz­cze tę cią­żę ja­koś znio­sę, py­ta­nie czy on znie­sie moją cią­żę. Bo może to i wzru­sza­ją­ce, gdy cię­żar­na pła­cze na re­kla­mach, ale już tro­chę mniej, gdy pła­cze nad sobą. Albo krzy­czy na wszyst­kich do­oko­ła. Krzy­czy i na­rze­ka. I nikt mi nie po­wie, że na­rze­ka­ją te, co im się w gło­wach po­przew­ra­ca­ło. Bo naj­bar­dziej twar­de la­ski, któ­rym przed cią­żą nic nie było strasz­ne cza­sem w cią­ży wy­mię­ka­ją. Po pro­stu. Nie mają siły. Nie mają ocho­ty. Jest im źle. I boli. I nie ma co ich za to ob­wi­niać. A tym bar­dziej nikt nie ma pra­wa po­wie­dzieć ko­bie­cie, że nie po­win­na się tak nad sobą uża­lać bo inne le­piej zno­szą cią­żę. Bo dla tej ko­bie­ty inne się nie li­czą. Po pro­stu ona tak ma.

I je­dy­ne, cze­go po­trze­bu­je to zro­zu­mie­nia, wspar­cia albo świę­te­go spo­ko­ju je­śli tego so­bie ży­czy. A przede wszyst­kim przy­zna­nia się przed samą sobą, że tak ma, tak musi być, nie jest od ni­ko­go gor­sza, to kie­dyś mi­nie. Bę­dzie wspa­nia­łą mamą, na­wet je­śli nie była wspa­nia­łą cię­żar­ną.

Po­ród to cud na­ro­dzin

Po­ród. Mam wra­że­nie, że z nie­zna­nych mi po­wo­dów to jest naj­więk­sze ma­cie­rzyń­skie tabu. Po­ród w roz­mo­wach funk­cjo­nu­je czę­sto jako cud na­ro­dzin i tak jest przed­sta­wia­ny. Na­wet mat­ki cór­kom nie mó­wią ca­łej praw­dy. Ja ro­zu­miem, że oksy­to­cy­na wpły­wa na pa­mięć, ale nie­któ­rych rze­czy nie da się za­po­mnieć. Np. tego, że po­ród boli. Se­rio boli. Jak­by nie bo­lał, nie wy­my­ślo­no by znie­czu­le­nia do po­ro­du. Tym­cza­sem mam wra­że­nie, że wie­le ko­biet nie jest świa­do­mych co je cze­ka.

Pa­mię­tam dys­ku­sję pod ar­ty­ku­łem o ce­sar­skim cię­ciu. Oczy­wi­stym jest, że po­ród na­tu­ral­ny jest z me­dycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia lep­szym roz­wią­za­niem od CC. Ale po­ja­wi­ło się tam bar­dzo wie­le gło­sów pt. „ja ro­dzi­łam na­tu­ral­nie i nig­dy wię­cej”. Może się mylę, ale wy­da­je mi się, że w du­żej mie­rze ta­kie trau­my po po­ro­dzie wy­ni­ka­ją z tego, że ko­bie­tom się wma­wia, że to jest coś su­per-hi­per-eks­tra faj­ne­go. I jest. Jak już dziec­ko wyj­dzie. Ale wcze­śniej wca­le nie jest tak su­per.

Ja, jako le­karz, wie­dzia­łam cze­go się spo­dzie­wać. I po­mi­mo tego, że był to naj­więk­szy ból ja­kie­go do­świad­czy­łam w ży­ciu, nie boję się ko­lej­ne­go po­ro­du, bo na to się na­sta­wia­łam. I uwa­żam, że my ko­bie­ty po­win­ny­śmy być ze sobą szcze­re. Nie po to, żeby się stra­szyć. W koń­cu prze­ży­ły­śmy te po­ro­dy na­tu­ral­ne i nie­któ­re z nas de­cy­du­ją się na wię­cej. Ale po to, że­by­śmy nie czu­ły prze­ra­że­nia i roz­cza­ro­wa­nia, że nie tak to mia­ło wy­glą­dać…

Po po­ro­dzie wszyst­kie do­le­gli­wo­ści prze­cho­dzą. Owszem. Ale po­ja­wia­ją się nowe. Po­łóg nie jest faj­ny. Bywa na­wet strasz­ny. A dużo ko­biet nie zda­je so­bie z tego spra­wy.

Kar­mie­nie pier­sią, prze­cież to ta­kie pro­ste

Kar­mie­nie pier­sią. Rzecz naj­bar­dziej na­tu­ral­na na świe­cie, praw­da? To dla­cze­go tak wie­le dzie­ci jest kar­mio­nych mie­szan­ką mo­dy­fi­ko­wa­ną? Bo mają wy­rod­ne, le­ni­we i dba­ją­ce tyl­ko o wy­gląd pier­si mamy? Nie! Bo wie­lu ko­bie­tom się nie uda­je po­mi­mo naj­szczer­szych chę­ci.

Kie­dy by­łam jesz­cze w cią­ży, czę­sto py­ta­no mnie czy będę kar­mić pier­sią. Od­po­wia­da­łam, że chcia­ła­bym. I wte­dy na twa­rzy oso­by py­ta­ją­cej ma­lo­wa­ło się zdzi­wie­nie. No bo jak to – albo chcesz i kar­misz albo nie chcesz i nie kar­misz. Nie­ste­ty, kar­mie­nie pier­sią, choć cu­dow­ne, zdro­we i na­tu­ral­ne – nie jest ta­kie pro­ste. Wie­le ko­biet musi się tego na­uczyć. A nie­któ­re dzie­ci mu­szą na­uczyć się ssać.

Ja mia­łam to szczę­ście, że mi się uda­ło. Ale nie było ła­two. Ileż nocy prze­pła­ka­łam nie po­tra­fiąc przy­sta­wić Ra­fał­ka na le­żą­co a nie ma­jąc siły wstać, o bólu kro­cza przy sie­dze­niu nie wspo­mi­na­jąc. Cho­ciaż z per­spek­ty­wy cza­su my­ślę, że mój pro­blem, to nie był pro­blem. I dru­gi sy­nek mi to udo­wod­nił. Kie­dy po­mi­mo 23 mie­się­cy do­świad­cze­nia przy pierw­szym i ukoń­cze­nia kur­su na do­rad­cę lak­ta­cyj­ne­go nie da­wa­łam rady na­kar­mić Je­rzy­ka. Już w szpi­ta­lu mu­sia­łam po­pro­sić o mle­ko mo­dy­fi­ko­wa­ne. A w domu o po­moc CDL (Cer­ty­fi­ko­wa­ny Do­rad­ca Lak­ta­cyj­ny).

Po­tem przez mie­siąc by­łam mamą KPI (kar­mią­cą pier­sią in­a­czej) a moje ży­cie krę­ci­ło się wo­kół lak­ta­to­ra i wy­pa­rza­nia bu­te­lek. Ale przy­najm­niej nig­dy nie bra­ko­wa­ło mi mle­ka. W każ­dym ra­zie do­sko­na­le ro­zu­miem wszyst­kie ko­bie­ty, któ­re mają pro­ble­my z kar­mie­niem.

Nie raz wal­czy­ły­śmy z ma­ma­mi pa­cjen­tów o ich lak­ta­cję, gdy dzie­ci zbyt mało przy­bie­ra­ły. I chy­ba nie spo­tka­łam ta­kiej, któ­rej za­bra­kło­by chę­ci czy de­ter­mi­na­cji. W koń­cu każ­da mama chce dla swo­je­go ma­leń­stwa jak naj­le­piej. Cza­sem po­ma­ga­ły moje po­ra­dy, cza­sem na­po­je wspo­ma­ga­ją­ce lak­ta­cję, czę­sto nie­oce­nio­na była po­moc do­rad­cy lak­ta­cyj­ne­go, ale cza­sem za­wo­dzi­ły wszyst­kie spo­so­by. I tu po­ja­wia­ło się po­czu­cie winy, by­cia gor­szą mat­ką, na­si­la­ła się de­pre­sja. Bo tym ma­mom po­wie­dzia­no, że mają to we krwi, że samo przyj­dzie, że to pro­ste. A to wca­le nie za­wsze jest pro­ste. Jed­nym przy­cho­dzi ła­twiej in­nym trud­niej. Te dwie gru­py nig­dy nie znaj­dą zro­zu­mie­nia, bo mają róż­ne do­świad­cze­nia.

Dla­te­go uwa­żam, że przy­szłe mamy na­le­ży uprze­dzić, że cza­sem z kar­mie­niem mogą być pro­ble­my. A je­śli je to spo­tka – to nie dla­te­go, że one są gor­szy­mi ma­ma­mi, albo nie na­da­ją się na mat­ki. Po pro­stu jest to trud­ność, z któ­rą przyj­dzie im się zmie­rzyć. I każ­dej ży­czę wy­gra­nej wal­ki. A je­śli prze­gra? No cóż, Po­la­cy od­pa­dli na mun­dia­lu, ale czy to zna­czy, że Le­wan­dow­ski jest złym pił­ka­rzem?

Dziec­ko tyl­ko je i śpi

No­wo­ro­dek tyl­ko śpi i je. A mama w tym cza­sie może góry prze­no­sić. Są ta­kie no­wo­rod­ki. To praw­da. Mój taki był. Przez kil­ka pierw­szych dni. A po­tem za­czę­ły się kol­ki nie­mow­lę­ce.

Praw­da jest taka, że w pierw­szych ty­go­dniach ży­cia dzie­ci dużo śpią. Na­wet kil­ka­na­ście go­dzin na dobę. Ale nie wszyst­kie! I nie zna­czy to wca­le, że są cho­re. Nie­któ­re po pro­stu tak mają. I je­śli na­sta­wi­my się, że dziec­ko bę­dzie tyl­ko spa­ło i ja­dło, a tra­fi nam się bar­dziej wy­ma­ga­ją­cy eg­zem­plarz, to za­czy­na­ją się scho­dy. A może on cho­ry? A może głod­ny? A może ja coś zja­dłam? Boże, co ze mnie za mat­ka, że nie po­tra­fię uspo­ko­ić dziec­ka. Nor­mal­na. Naj­lep­sza jaką Two­je dziec­ko może mieć.

Nie­mow­lę­ta za­sy­pia­ją w wóz­ku i w sa­mo­cho­dzie

O tak. Dużo dzie­ci to lubi. Ale nie wszyst­kie. Chy­ba każ­dy sły­szał hi­sto­rię o wo­że­niu dziec­ka wo­kół blo­ku sa­mo­cho­dem, żeby usnę­ło. Ja w każ­dym ra­zie tak. Ale mam też zna­jo­mych, któ­rzy wszę­dzie jeź­dzi­li ko­mu­ni­ka­cją miej­ską, bo dziec­ko po wło­że­niu do fo­te­li­ka sa­mo­cho­do­we­go krzy­cza­ło jak opa­rzo­ne. Po­dob­nie z wóz­ka­mi. Wte­dy na ra­tu­nek przy­cho­dzi chu­s­ta.

A co jak dziec­ko też nie­chu­s­to­we? Tra­ge­dia. Zła mat­ka bo nie wy­cho­dzi z dziec­kiem na wie­lo­go­dzin­ne spa­ce­ry. A jak ma wyjść? Na rę­kach no­sić? Czy wło­żyć za­tycz­ki w uszy a niech całe osie­dle słu­cha? Cza­sem się po pro­stu nie da. I trze­ba mieć świa­do­mość, że ta­kie dzie­ci się zda­rza­ją.

Bę­dziesz kar­mić to szyb­ko schud­niesz

Jak ja na to li­czy­łam! W koń­cu samo kar­mie­nie to ja­kieś 550 kcal! Szko­da tyl­ko, że nikt mi nie po­wie­dział, że kar­miąc ma się też wil­czy ape­tyt, więc zja­da się do­dat­ko­we 1500… Oczy­wi­ście, są mamy, któ­re kar­miąc chud­ną w oczach. Ba! Są na­wet ta­kie, któ­re wręcz nik­ną w oczach.

Zwłasz­cza, je­śli są na die­tach eli­mi­na­cyj­nych lub naj­zwy­czaj­niej w świe­cie opie­ka nad dziec­kiem po­chła­nia im tyle cza­su i ener­gii, że nie mają na­wet kie­dy zjeść. Jed­nak dla du­żej czę­ści mam po­wrót do for­my sprzed po­ro­du to ogrom­ne wy­zwa­nie, któ­re trwa nie kil­ka ty­go­dni a wie­le mie­się­cy. Trze­ba o tym pa­mię­tać, bo in­a­czej moż­na się roz­cza­ro­wać. No i też po to, żeby nie po­chła­niać wszyst­kie­go co się na­pa­to­czy z uspra­wie­dli­wie­niem, że „dziec­ko ze mnie ścią­gnie”.

Urlop ma­cie­rzyń­ski

Ma­cie­rzyń­ski to prze­cież urlop a wszyst­ko jest spra­wą do­brej or­ga­ni­za­cji. Ja­sne. Trze­ba mieć plan i jak się bę­dzie tego pla­nu pil­no­wać, to czło­wiek ze wszyst­kim się wy­ro­bi i zdą­ży. Taaa. Wa­ru­nek jest taki, że trze­ba mieć dziec­ko, któ­re cho­dzi jak w ze­gar­ku i nie­spo­ży­te po­kła­dy ener­gii, żeby ogar­niać rze­czy­wi­stość wte­dy, kie­dy ma­luch za­sy­pia a nie za­sy­piać ra­zem z nim.

Nie­ste­ty, po­mi­mo tego, że dzie­ci uwiel­bia­ją re­gu­lar­ność i ry­tu­ały, nie za­wsze się im pod­da­ją. A co za tym idzie, pla­ny mamy choć naj­lep­sze, oka­zu­ją się nie­przy­dat­ne.

Tak­że, je­śli masz ba­ła­gan w domu, ster­tę pra­nia do zło­że­nia, mąż po raz ko­lej­ny mu­siał jeść obiad na mie­ście a Ty nie zdą­ży­łaś za­li­czyć tre­nin­gu z Anią czy Ewą – to nie zna­czy, że je­steś ch*** pa­nią domu. I nie zro­zum­cie mnie źle. Nie za­chę­cam do tego, żeby te wszyst­kie rze­czy od­pu­ścić. Ale do tego, żeby po­zwo­lić so­bie sa­mej na to, że coś może być nie­zro­bio­ne. Bez wy­rzu­tów su­mie­nia.

Do swo­je­go dziec­ka mamy wię­cej cier­pli­wo­ści

Och, ile razy ja to sły­sza­łam? I by­łam świę­cie prze­ko­na­na, że jako mama będę oazą spo­ko­ju. Zwłasz­cza, że prze­cież na co dzień pra­cu­ję z dzieć­mi, któ­re – umów­my się – nie za­wsze za­cho­wu­ją się tak, jak ja bym tego chcia­ła.

My­ślę, że ten wi­ze­ru­nek ide­al­nie opa­no­wa­nej mamy po­ja­wia się co­raz czę­ściej w związ­ku z po­pu­la­ry­za­cją ro­dzi­ciel­stwa bli­sko­ści. Idea jest su­per. Zga­dzam się z nią i sama sta­ram się nią kie­ro­wać w wy­cho­wa­niu sy­nów. Ale czy to zna­czy, że moja cier­pli­wość nie zna gra­nic? Ja­sne, że nie.

Przy­zna­ję, zda­rzy­ło mi się zde­ner­wo­wać na moje dziec­ko. Cza­sem mia­łam ocho­tę wy­sta­wić je za okno. Zwłasz­cza, gdy ko­lej­ną go­dzi­nę pła­kał nie wia­do­mo cze­mu. Oczy­wi­ście, nig­dy nie zro­bi­ła­bym mu krzyw­dy, ale po pro­stu mia­łam go dość. I my­ślę, że wie­le mam mia­ło taki mo­ment. To też jest nor­mal­ne. Każ­dy ma chwi­lę sła­bo­ści, gor­szy na­strój, po pro­stu taki dzień, że ła­twiej wy­pro­wa­dzić go z rów­no­wa­gi. Waż­ne, żeby so­bie na to po­zwo­lić i zna­leźć uj­ście dla ne­ga­tyw­nych emo­cji albo w kry­tycz­nym mo­men­cie po­wie­rzyć opie­kę nad ma­lu­chem ko­muś in­ne­mu (ta­cie, bab­ci, cio­ci).

Jak masz wię­cej dzie­ci, to one ba­wią się ze sobą i masz czas dla sie­bie

Dla­te­go, im mniej­sza róż­ni­ca wie­ku tym le­piej. Któ­ra z mam nie my­śla­ła tak za­cho­dząc w ko­lej­ną cią­żę? Tym­cza­sem każ­de ko­lej­ne dziec­ko to tak na­praw­dę ko­lej­ne obo­wiąz­ki. Nie pi­szę tego z wła­sne­go do­świad­cze­nia, bo póki co mam jed­no, a i z ro­dzeń­stwa by­łam naj­młod­sza. Ale nie raz sły­sza­łam jak ko­le­żan­ki mó­wi­ły „a mie­li się ra­zem ba­wić”.

Cza­sem dzie­ci ba­wią się ra­zem. Przez chwi­lę. Cza­sem tro­chę dłu­żej. Jed­nak nie ma co li­czyć na to, że jed­no zaj­mie się dru­gim. Dla­te­go war­to na­sta­wić się na jesz­cze mniej cza­su i jesz­cze wię­cej mat­czy­nych „po­ra­żek”.

EDIT: te­raz już jako mama dwój­ki… Jest cięż­ko. A ja cią­gle cze­kam aż „Zo­staw! To moje! Za­bierz go, za­bierz!” za­mie­ni się w „Po­baw­my się ra­zem bra­cisz­ku”.

Pew­nie zna­la­zło­by się jesz­cze wię­cej ta­kich roz­cza­ro­wań, pew­nie i mnie jesz­cze nie­jed­no spo­tka. Czy to zna­czy, że chcę Was znie­chę­cić do ma­cie­rzyń­stwa? Ab­so­lut­nie nie! Te wszyst­kie pro­ble­my i zło­ści nic nie zna­czą wo­bec po­sia­da­nia dziec­ka i szyb­ko od­cho­dzą w nie­pa­mięć na wi­dok bez­zęb­ne­go uśmie­chu albo naj­mil­sze­go ser­cu „Ma­mu­siu, ko­cham Cię”. Po pro­stu ma­cie­rzyń­stwo to nie dro­ga usła­na ró­ża­mi. A na­wet je­śli, to te róże mają kol­ce. War­to to wie­dzieć, bo za­wsze le­piej po­zy­tyw­nie się za­sko­czyć niż nie­mi­ło roz­cza­ro­wać.

Ostatnia aktualizacja: 31.10.2021
karmienie piersiąmacierzyństwoporód

8 sierpnia 2018

13 min.

ZOBACZ RÓWNIEŻ

ul. Algierska 19W, 03-977 Warszawa. KRS 0001008022, NIP 5252678750, BDO 000108449
© © 2023 Roger Publishing sp. z o.o.