Loading...

27 kwietnia 2020

7 min.

Choroby tarczycy a ryzyko poronienia

Czy czyn­ność tar­czy­cy ma wpływ na po­wo­dze­nie cią­ży? Czy wy­so­kie TSH zwięk­sza ry­zy­ko po­ro­nie­nia? Od­po­wia­da­my na wszyst­kie waż­ne py­ta­nia.

Nicole Sochacki-Wójcicka

Mamaginekolog

Choć za chwi­lę do­wie­cie się, że cho­ro­by tar­czy­cy wy­stę­pu­ją „tyl­ko” u kil­ku pro­cent ko­biet w cią­ży, to oso­bi­ście mam wra­że­nie, że te sta­ty­sty­ki są za­ni­żo­ne. Pod­kre­śli­łam sło­wo oso­bi­ście – bo sama cho­ru­ję od po­nad 5 lat „na tar­czy­cę”.

W psy­cho­lo­gii jest cie­ka­we zja­wi­sko, na­zy­wa­ne ob­ra­zo­wo „efek­tem kok­tajl par­ty” – po­le­ga ono na tym, że na­wet jak je­ste­śmy w tłum­nym po­miesz­cze­niu, po­wiedz­my na im­pre­zie, i mimo, że je­ste­śmy za­ję­ci czymś in­nym np. cie­ka­wą roz­mo­wą, to gdy ktoś wy­po­wie na­sze imię to nasz mózg wy­ła­pu­je to z gwa­ru tre­ści. Nie wiem, czy to do­bra ana­lo­gia ale ja z cho­ro­ba­mi tar­czy­cy mam wła­śnie po­dob­nie, wy­da­ją mi się dużo bar­dziej obec­ne niż praw­do­po­dob­nie są.

Świa­do­mie na­pi­sa­łam, że cho­ru­ję na tar­czy­cę, bo chcia­ła­bym tu prze­my­cić jesz­cze jed­ną waż­ną rzecz, któ­ra jest na­praw­dę dość czę­stym nie­po­ro­zu­mie­niem w spo­łe­czeń­stwie.

Czę­sto na fo­rach in­ter­ne­to­wych pa­da­ją stwier­dze­nia: Dziew­czy­ny mam tar­czy­cę, u mnie to ro­dzin­ne chy­ba, bo mama też ma tar­czy­cę, czy te­raz będę mieć pro­ble­my w cią­ży? Do­radź­cie, po­leć­cie ja­kie­goś spe­cja­li­stę w Wa­do­wi­cach. Zresz­tą to nie jest tyl­ko pro­blem In­ter­ne­tu, bo nie zli­czę ile razy w ga­bi­ne­cie pa­cjent­ka mi mówi: Pani dok­tor, bar­dzo się mar­twię, bo mam tar­czy­cę.

Oczy­wi­ście więk­szość z nas ma tar­czy­cę – naj­pierw chcia­łam na­pi­sać, że każ­dy ją ma, ale to jed­nak nie­praw­da, bo prze­cież jest też od­se­tek osób, któ­re są po ope­ra­cji usu­nię­cia tar­czy­cy (fa­cho­wo mó­wiąc są po stru­mek­to­mii) z ja­kie­goś me­dycz­ne­go wska­za­nia.

Tar­czy­ca to or­gan, po­dob­nie jak ser­ce. Tak­że te­raz wy­obraź­cie so­bie, te dwa po­wyż­sze stwier­dze­nia i zmień­cie sło­wo „tar­czy­ca” na „ser­ce”. Czy to nie sta­je się za­baw­ne?
Dla­cze­go tak jest, że część osób my­śli, że „tar­czy­ca” to cho­ro­ba? Moja teo­ria jest taka, że sło­wo „tar­czy­ca” jest fo­ne­tycz­nie po­dob­ne do sło­wa „cu­krzy­ca” –  cu­krzy­ca to już zde­cy­do­wa­nie cho­ro­ba a nie or­gan.

To ta­kie aneg­dot­ki ode mnie, żeby przy­cią­gnąć Wa­szą uwa­gę, jak ta stra­te­gia się fa­cho­wo w psy­cho­lo­gii na­zy­wa nie wiem (choć chęt­nie się do­wiem, jak ktoś z Was wie to cze­kam na wia­do­mość) A te­raz wróć­my do te­ma­tu ar­ty­ku­łu.

Gdy ko­bie­ta do­wie się, że „ma tar­czy­cę” – do­bra żar­ty na bok – ale nie mo­głam się po­wstrzy­mać 😉

Gdy ko­bie­ta się do­wie, że ma nie­pra­wi­dło­wo funk­cjo­nu­ją­cą tar­czy­cę, gdy się do­wie, że roz­po­zna­je się u niej cho­ro­bę tar­czy­cy – nad­czyn­ność, nie­do­czyn­ność, cho­ro­bę Ha­shi­mo­to czy guz­ki, to pierw­sze co zro­bi to wpi­sze to w wy­szu­ki­war­kę – nie będę już na­wet pi­sać, że nie po­win­na tak ro­bić, bo w dzi­siej­szych cza­sach jest to ab­so­lut­nie nor­mal­ne i po­wszech­ne za­cho­wa­nie – i za chwi­lę po­pad­nie w pa­ni­kę…

„Nie zaj­dę w cią­żę, a jak zaj­dę to pew­nie po­ro­nię, po­tem po­ro­nię po raz ko­lej­ny” – ta­kie hi­sto­rie bę­dzie czy­tać. Bę­dzie prze­ra­żo­na.

Na­wet mło­de dziew­czy­ny, któ­re na dany mo­ment cią­ży nie pla­nu­ją – po roz­po­zna­nej cho­ro­bie tar­czy­cy, za­czy­na­ją się bar­dzo mar­twić o swo­ją roz­rod­czość.

Na­uczy­łam się, że gdy przy­cho­dzi do mnie ko­bie­ta z roz­po­zna­ną cho­ro­ba tar­czy­cy lub z nie­pra­wi­dło­wym wy­ni­kiem ba­dań tar­czy­co­wych i za chwi­lę u niej cho­ro­bę tar­czy­cy roz­po­znam – to pierw­sze co ro­bię to ją uspo­ka­jam. Czy ro­bię do­brze? O tym Wam szcze­gó­ło­wo dziś na­pi­sze moja wła­sna en­do­kry­no­log Mag­da­le­na Ja­gieł­ło, któ­rą no­ta­be­ne o ten ar­ty­kuł po­pro­si­łam na mo­jej wła­snej kon­tro­l­nej wi­zy­cie… Za­pra­szam do lek­tu­ry.

Czy czyn­ność tar­czy­cy ma wpływ na po­wo­dze­nie cią­ży?

Znacz­na część mo­ich pa­cjen­tek jest, była, lub pla­nu­je cią­żę. Każ­dą ko­bie­tę w wie­ku roz­rod­czym, szcze­gól­nie cho­ru­ją­cą na ja­kąś pa­to­lo­gię tar­czy­cy, py­tam o pla­ny cią­żo­we. Dla­cze­go?

Dla­te­go, że tar­czy­ca ma ogrom­ny wpływ na cały nasz or­ga­nizm. Wła­ści­we wy­rów­na­nie jej funk­cjo­no­wa­nia po­pra­wia na­szą płod­ność, szan­sę na pra­wi­dło­wą, do­no­szo­ną cią­żę i zdro­we­go ma­lusz­ka.

Sta­ty­sty­ki po­da­ją, że jaw­ną (pod­wyż­szo­ne TSH, ob­ni­żo­ne FT3, FT4) nie­do­czyn­ność stwier­dza się u 0,3-0,5% cię­żar­nych, na­to­miast już nie­do­czyn­ność sub­kli­nicz­ną (TSH po­wy­żej nor­my, zaś po­zo­sta­łe hor­mo­ny w nor­mie) u 2-3%. Na­to­miast w swo­jej prak­ty­ce TSH po­wy­żej 2,5 wi­du­ję u znacz­nie więk­szej licz­by pa­cjen­tek. To zna­czy, że wi­dzę ich kil­ka w ty­go­dniu.

Część ko­biet przy­cho­dzi jesz­cze przed cią­żą, py­ta­jąc o ry­zy­ko jej ewen­tu­al­nej utra­ty z po­wo­du cho­ro­by Ha­shi­mo­to. Część nie może zajść w cią­żę i szu­ka przy­czyn. Inne są po stra­cie i chcą wie­dzieć „dla­cze­go ja, czy coś prze­ga­pi­łam?”.

Wie­my, że nie­do­czyn­ność tar­czy­cy jest bar­dzo nie­bez­piecz­na dla dziec­ka. Dzie­je się tak, gdyż płód nie ma jesz­cze w peł­ni roz­wi­nię­tej wła­snej tar­czy­cy, ko­rzy­sta więc z hor­mo­nów mat­ki. Ich nie­do­bór może gro­zić po­ro­nie­niem, ane­mią, nad­ci­śnie­niem, od­dzie­le­niem ło­ży­ska, krwo­to­kiem po po­ro­dzie a tak­że nie­pra­wi­dło­wym roz­wo­jem ma­lu­cha.

Je­śli po­szpe­ra­cie w In­ter­ne­cie, znaj­dzie­cie in­for­ma­cje o nie­wy­rów­na­nej nie­do­czyn­no­ści, któ­ra skut­ko­wać może tak zwa­nym kre­ty­ni­zmem dzie­cię­cym. Ta jed­nost­ka cho­ro­bo­wa ob­ja­wia się za­bu­rze­nia­mi neu­ro­lo­gicz­ny­mi i upo­śle­dze­niem umy­sło­wym. Wy­stą­pić mogą m.in. zez, głu­cho­ta, po­ra­że­nia lub nie­do­wła­dy. Do­brą wia­do­mo­ścią jest, że w na­szym kra­ju wła­ści­wie już się jej nie roz­po­zna­je. Mamy jo­do­wa­ną sól, ko­bie­ty sto­su­ją su­ple­men­ta­cję w cią­ży, zaś ba­da­nia prze­sie­wo­we w kie­run­ku za­bu­rzeń tar­czy­cy obej­mu­ją za­rów­no cię­żar­ne jak i no­wo­rod­ki. Jak wi­dać, sta­ra­my się jak naj­szyb­ciej wy­kry­wać wszel­kie pa­to­lo­gie tar­czy­cy i od­po­wied­nio je le­czyć.

Czy cho­ro­by tar­czy­cy wpły­wa­ją na po­ro­nie­nie?

Owszem, wpły­wa­ją. Ale to nie jest „zero-je­dyn­ko­we” na za­sa­dzie: masz cho­ro­bę tar­czy­cy, to ozna­cza, że nie do­no­sisz cią­ży. Wręcz prze­ciw­nie. Róż­ne cho­ro­by tar­czy­cy mają róż­ny wpływ na po­wo­dze­nie cią­ży. Nad­czyn­ność nie bę­dzie jej sprzy­jać, po­dob­nie jak i nie­do­czyn­ność oraz samo za­pa­le­nie tar­czy­cy. Sło­wo sprzy­jać ab­so­lut­nie nie zna­czy „wy­wo­łać u każ­dej ko­bie­ty”. Sprzy­jać, czy­li zwięk­szać ry­zy­ko.

Praw­do­po­do­bień­stwo, nie ozna­cza oczy­wi­ście pew­no­ści wy­stą­pie­nia da­ne­go zda­rze­nia. Może się oka­zać, że do po­ro­nie­nia u ko­bie­ty ma­ją­cej nie­wy­rów­na­ną czyn­ność tar­czy­cy do­szło z zu­peł­nie in­ne­go po­wo­du. Bywa, że póź­niej­sze nie­pra­wi­dło­we wy­ni­ki ozna­czeń hor­mo­nów są wtór­ne do po­ro­nie­nia, a nie sta­no­wią jego przy­czy­ny. Nie jest to ła­twe do okre­śle­nia u osób, któ­re nie ba­da­ły się wcze­śniej i nie sto­so­wa­ły wła­ści­wej pro­fi­lak­ty­ki. Po­nad­to za­wsze trze­ba po­szu­ki­wać róż­nych przy­czyn ta­kie­go sta­nu, nie sku­piać się wy­łącz­nie na jed­nej. Jest to waż­ne by móc prze­ciw­dzia­łać pa­to­lo­giom przy ko­lej­nej cią­ży.

Czy wy­so­kie TSH zwięk­sza ry­zy­ko po­ro­nie­nia?

Prze­pro­wa­dzo­no wie­le ba­dań na ten te­mat. To, co usta­lo­no, to fakt, że wyż­sze TSH zwięk­sza praw­do­po­do­bień­stwo po­ro­nie­nia. Im wyż­sze TSH tym praw­do­po­do­bień­stwo po­ro­nie­nia wyż­sze. I tak, przy TSH po­wy­żej 2,5 ale po­ni­żej 4,8-5,2 ry­zy­ko wy­stą­pie­nia po­ro­nie­nia jest pół­to­ra raza wyż­sze niż u ko­biet z niż­szym TSH.

Na­to­miast w gru­pie z po­zio­mem TSH po­wy­żej wspo­mnia­nych war­to­ści praw­do­po­do­bień­stwo po­ro­nie­nia jest już dwu­krot­nie wyż­sze. Przy­kła­do­wo, je­śli ry­zy­ko sa­mo­ist­ne­go po­ro­nie­nia u zdro­wych ko­biet wy­no­si­ło­by 1% to w dru­giej gru­pie wy­nio­sło­by ono 1,5% a w trze­ciej 2%.

Co je­śli się le­czę i kon­tro­lu­ję? Czy je­stem bez­piecz­na?

Je­śli le­czysz się z po­wo­du nie­do­czyn­no­ści tar­czy­cy i re­gu­lar­nie kon­tro­lu­jesz stę­że­nia hor­mo­nów (TSH, FT3, FT4), a one utrzy­mu­ją się w za­le­co­nych nor­mach, ni­we­lu­jesz ry­zy­ko utra­ty cią­ży zwią­za­ne z cho­ro­bą tar­czy­cy.

Je­śli cho­ru­jesz na nad­czyn­ność spo­wo­do­wa­ną cho­ro­bą Gra­ves-Ba­se­do­wa, re­gu­lar­na kon­tro­la i usta­bi­li­zo­wa­nie cho­ro­by przed cią­żą rów­nież są nie­zbęd­ne.

Co w przy­pad­ku cho­ro­by Ha­shi­mo­to? Ko­niecz­ne są re­gu­lar­ne ba­da­nia. Przed cią­żą wy­ko­ny­wa­ne co 3-4 mie­sią­ce, zaś w cią­ży co 4-6 ty­go­dni. Ist­nie­ją do­wo­dy, ze sama cho­ro­ba au­to­im­mu­no­lo­gicz­na, jaką jest za­pa­le­nie tar­czy­cy Ha­shi­mo­to, może zwięk­szać w pew­nym stop­niu ry­zy­ko po­ro­nie­nia na­wet za­nim jesz­cze doj­dzie do nie­do­czyn­no­ści tego gru­czo­łu. Nie­jed­no­krot­nie zgła­sza­ły się do mnie pa­cjent­ki py­ta­jąc: „czy je­śli mam Ha­shi­mo­to, to nie mam szans na cią­żę”?

Od­po­wiedź brzmi: nie, to nie­praw­da, moż­na zajść w cią­żę cho­ru­jąc na Ha­shi­mo­to! Nie­mniej jed­nak, po­nie­waż każ­dy pro­mil szan­sy na uda­ną cią­żę jest istot­ny, war­to skon­tro­lo­wać i ure­gu­lo­wać czyn­ność tar­czy­cy za­nim w tę cią­żę zaj­dzie­cie.

Co mam zro­bić, by zmi­ni­ma­li­zo­wać ry­zy­ko utra­ty cią­ży?

Re­gu­lar­na kon­tro­la to pod­sta­wa. Je­śli wy­ni­ki były kie­dyś do­bre, nie zna­czy, że do­bre są nadal. Wie­le zmien­nych wpły­wa na tar­czy­cę. Mię­dzy in­ny­mi masa cia­ła, sto­so­wa­ne leki, to­wa­rzy­szą­ce cho­ro­by, in­fek­cje, die­ta, stres… Dla­te­go wska­za­ne jest po­wta­rza­nie ba­dań.

Obo­wią­zu­je też su­ple­men­ta­cja – wi­ta­mi­ny D3, jodu, kwa­su fo­lio­we­go. Je­śli się ba­dasz, sto­su­jesz za­le­ca­ne su­ple­men­ty, a w ra­zie po­trze­by tak­że hor­mo­ny, mo­żesz spać spo­koj­nie ze świa­do­mo­ścią, że nie prze­oczysz za­bu­rzeń czyn­no­ści tar­czy­cy, albo że dys­funk­cja tego gru­czo­łu znie­nac­ka Cię za­sko­czy.

Cho­ro­by tar­czy­cy a wady pło­du

Po­mi­mo za­cho­wa­nia wszel­kich stan­dar­dów pro­fi­lak­ty­ki i pro­wa­dze­nia cią­ży, za­wsze mogą przy­tra­fić się pro­ble­my, któ­rych wy­kry­cie jest trud­ne i nie za­le­ży od na­sze­go po­stę­po­wa­nia. Mam na my­śli na przy­kład wady ge­ne­tycz­ne. Utra­ta cią­ży z ta­kie­go po­wo­du nie jest ni­czy­ją winą i nie ma pod­staw do tego by się obar­czać od­po­wie­dzial­no­ścią za czyn­ni­ki od nas nie­za­leż­ne.

Au­tor ar­ty­ku­łu – dr Mag­da­le­na Ja­gieł­ło – spe­cja­li­sta en­do­kry­no­log, au­tor­ka blo­ga dok­tor­mag­da.pl, na In­sta­gra­mie @dok­tor­mag­da

Ostatnia aktualizacja: 31.08.2021
ciążaporonienietarczycaTSH

27 kwietnia 2020

7 min.

ZOBACZ RÓWNIEŻ

ul. Algierska 19W, 03-977 Warszawa. KRS 0001008022, NIP 5252678750, BDO 000108449
© © 2023 Roger Publishing sp. z o.o.